191104
191104
Ciekawe to wszystko...
Dziś usłyszałam że jestem chora… Bo ciągle neguję, to co ktoś do mnie mówi… Bo niczym się nie cieszę i swoim zachowaniem odpycham od siebie ludzi, nie tylko tych dalszych, ale przede wszystkim tych najbliższych…
Patrząc na to do czego doszłyśmy z terapeutkami, to totalnie się to wszystko nie klei… Jeśli tak by było, to czemu tak bez opamiętania potrzebuję bliskości drugiej osoby? Czemu każdemu przypisuję tylko dobre, idealne cechy, a dopiero później, gdy już do drzwi w mojej głowie dobijają się argumenty za tym że halo, ten ktoś taki nie jest, to dopiero wtedy zaczynam rozumieć że kurwa… znów się przejechałam, za bardzo zaufałam, zbyt się naginałam zmieniając siebie pod tego kogoś… Wtedy zaczynam rozumieć, dochodzą do mnie te wszystkie sytuacje, gdy kurcze coś było nie tak, ale w sumie to może ja jestem przewrażliwiona/ głupia/ bez dystansu do siebie – może on ma rację, musze się zmienić, rzeczywiście pozostawiam wiele do życzenia… A nagle pyk, NIE, to od początku było przekraczające granice, ja na to pozwoliłam, przymykałam oko, a otwierając się bardziej tylko znów wpuszczałam dalej i dalej… A on brał co i ile wlezie, bo przecież jak nie stawia granic to tylko brać… Jak się nagina, to nagniemy ją bardziej pode mnie… A ona głupia, naiwna, daje sobą manipulować…
A ja rzeczywiście głupia i naiwna, nie stawiająca granic, pozwalałam najpierw sobie wmawiać że nic nie umiem, nic nie potrafię, później że przekraczanie moich intymnych granic nie ma znaczenia… Ba! Właśnie przecież o to chodziło, to ma mnie otworzyć bo jestem zbyt zamknięta… Mam się pozbyć tej ostatniej z moich naturalnych barier… Bariery zamykają… Bo przecież powinnam być ostatnią osobą która ma jakiekolwiek bariery w stosunku do niego… Bo bariery nie pozwalają odczuwać, bo przecież ja nie potrafię okazywać uczuć, bo jestem robotem… To tylko dla mojego dobra… A gdy ja, resztkami sił myślę sobie, nie, to nie jestem ja, ja tego nie chcę, mimo że na tyle się głupia zgodziłam (no trudno) nie chcę iść w to dalej, czuję się wykorzystywana, staram się zamknąć tę drogę… Wtedy nagle zwrot o 180 stopni - zobaczysz, jeszcze teraz tego nie rozumiesz, ale mnie tracisz, przez to że stawiasz bariery mnie stracisz, już się od ciebie oddalam… Patrząc z boku – zastraszanie, wywieranie presji, manipulacja… Mam się poczuć tą gorszą, która powinna się podporządkować, bo przecież ja najwięcej na tym stracę… Tylko ja stracę, nie on…
I myślę sobie, że jeśli tak jak dziś usłyszałam, że mojego zdania nie powinnam wypowiadać bo nie jest zgodne z jego zdaniem, myślę sobie, że to dobrze że cię tracę… Bardzo dobrze, idę ku lepszemu, normalniejszemu, może zajdę tam gdzie ktoś mnie będzie nie tylko słyszał ale i słuchał… Może już nie będzie tak że zawsze musi być tylko po jego myśli, że jestem paprotką, dodatkiem do mieszkania które musi spełniać swoje funkcje i siedzieć cicho. Mam swoje zdanie, nie trzeba się z nim zgadzać tak jak ja nie muszę się zgadzać ze zdaniem innych… Tylko że każdy oczekuje ode mnie że będzie tak jak zawsze, tak jak ktoś sobie to wymyśli… Nie musi być po mojemu, ale chciałabym wiedzieć i widzieć, że ja tez jestem, że ja też się liczę. Bo ja zawsze czułam że nie mam prawa mieć swojego głosu, nie mam prawa wypowiadać swoich myśli, nie mam prawa żyć, jeśli to życie nie jest przez kogoś ułożone… To powoli się zmienia, myślę że ta delikatnie napływająca myśl że JESTEM, mam prawo do swoich myśli, samostanowię, powoduje strach… Nie tylko mój, bo ja się boję jak cholera… Tak, boję się co odkryję… Kim będę gdy już się odnajdę? Tych pytań jest tak dużo, że aż głowa mała, tak jak schematów które mam nabite w głowę...
Ale myślę sobie że ten mój strach, to pikuś w stosunku do tego co mają najbliżsi… Dla nich to dopiero musi być ciężki okres, szczególnie gdy zawsze było wszystko pod nich, a teraz może nie nagle ale niespodziewanie coś jest nie tak… Ona jest inna, bardziej świadoma, zaczyna widzieć to co się jej robiło i zaczyna walczyć o lepsze jutro… Strach to jest chyba to… Taki wszędobylski, śmierdzący, żeby tylko nic więcej nie wypłynęło, żeby nie podnosić dywanu bardziej, albo zbyt szafy nie uchylać bo jeszcze więcej trupów poleci…
Gdzieś kiedyś wyczytałam, i bardzo mi się to spodobało:
„ I tak kiedyś powiesz, co naprawdę myślisz… Tylko wtedy będzie to krzyk…”
Coś przez skórę czuję, że zaczynam nabierać powietrza…